Nóż w plecy

Niniejszy wpis muszę rozpocząć od przeprosin, albowiem zaniedbałem ostatnie wydarzenia polityczne, które nastąpiły w trakcie walki o polskie sądownictwo i sprzeciwu wobec próby jego upolitycznienia. Ciągle dzieje się dużo. Postaram się nadrobić zaległości i napisać pokrótce o kilku ważnych kwestiach.

Do końca nie wierzyłem w veto prezydenta Dudy. Miałem rację tylko w jednej trzeciej. Jednakże huraoptymizm jest tutaj niewskazany. Jakoś niezbyt chce mi się wierzyć w to, że zaproponowane przez Dudę zmiany będą takie, jakich byśmy oczekiwali. Poza tym prezydent podpisał ustawę o sądach powszechnych, co daje min. Ziobrze możliwość zmiany sędziów według własnego "widzi mi się", a co za tym idzie możliwość, (czy raczej pewność w tej sytuacji) upolitycznienia sądów i to tych nam najbliższych. Poza tym stwierdzam to ze smutkiem i zażenowaniem, sam SN wbił nam, protestującym nóż w plecy, oddalając sprawę kasacji w sprawie Mariusza Kamińskiego. Jednakże i tak należy przyznać, że te dwa veta były bardzo zaskakujące. Myślę, że przyczyny takiego obrotu sprawy mogły być następujące:
- Ustawa o SN stawiała prezydenta Dudę w roli notariusza do potęgi n-tej. Jak widać nawet dla Dudy, było to za dużo, czemu dał wyraz - wetując i wchodząc w konflikt z Ziobrą i swoim obozem politycznym. Zresztą już same słowa ministra sprawiedliwości o tym, że "veto prezydenta można sobie włożyć między bajki" było niesłychanie obrazoburcze. Ziobro potraktował prezydenta jak swojego chłopca na posyłki.
- Nacisk społeczeństwa również był na pewno jedną z przyczyn. Choć kiedyś Duda stwierdził, że protesty nie robią na nim wrażenia, to jednak obok tego, co się działo jeszcze niedawno na ulicach polskich miast i miasteczek, nie można było przejść obojętnie. Skala protestów była ogromna, a ludzie już dawno nie byli aż tak poirytowani tym, co się dzieje.
- Możliwe jest również to, że takim postępowaniem prezydent chce się "wybić na suwerenność".
- Tak sobie myślę, że być może Duda zdał sobie sprawę z tego, że to jak się zachowa, będzie rzutowało na to, jak zostanie zapisany w historii.

Niedawno, a mianowicie wczoraj obchodziliśmy rocznicę powstania warszawskiego. Niestety, stwierdzić należy, że duża część Polaków nie wie, o czym jest w ogóle mowa. Traktuje tę datę jako festiwal patriotyzmu. Można sobie ustawić odpowiednie zdjęcie profilowe z kotwicą na Facebook'u można tamże wkleić jakiś fajny obrazek (jak to zrobiła w oburzający sposób PGE), można napisać parę podniosłych słów, a jeżeli ma się odpowiednio wiele energii, to można sobie cyknąć selfie na tle zrekonstruowanej barykady z biało-czerwoną opaską na ramieniu. Hekatombę, zagładę stolicy, wymordowanie jej mieszkańców, w tym 33 tys. dzieci i wysłanie na pewną śmierć młodych ludzi, co jest zbrodnią wojenną, celebrowane jest jako zasadniczo wesołe święto polskości i antykomunizmu.

Kolejną i już ostatnią sprawą jest to, że wiceminister MON, Bartosz Kownacki wczoraj powiedział mniej, więcej, że "dzieci i wnuki morderców nie mogą nas uczyć demokracji". To jest po prostu straszne. Obrzydliwa gra na najniższych, polaczkowatych instynktach. Co mają współcześni Niemcy wspólnego z ich przodkami sprzed 70-ciu lat?

Źle się dzieje w państwie polskim...

Komentarze

  1. Pamiętam, kiedyś Kowalczyk wygrała jakiś medal, a w tym czasie ja byłam w szkole. Wieść rozniosła się na przerwie oraz lekcji i było takie ,,Mamy złoto" triumfalne, szeptane, przekazywane z ust do ust.

    W dniu weta pracowałam na głównej ulicy miasta i natknęłam się na swoją szefową, która zamiast pracować sprawdzała coś w telefonie.
    ,,Mamy dwa weta" oznajmiła triumfalnie. Było to bardzo podobne do radości z medalu.
    I medal Kowalczyk tak samo nic nie zmienia w naszym życiu jak dwa weta bez trzeciego.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty